piątek, 18 lipca 2014

Wyjasnienia

Chciałam was strasznie przeprosić za to, że rozdziału nie ma już od ponad 2 miesięcy.
Tłumaczyć bym się wam mogła, ale z własnego doświadczenia wiem, że nie wielu będzie to obchodzić.
Powiem szczerze, czuje że się wypaliłam.
Nie pisałam przez tak długi czas, bo po prostu nie miałam dalszego pomysłu na to ff. Zanik weny, czy chuj ci wie co.
Nie będę pisać już tego ff bo serio, już nawet zapomniałam, co w nim jest.
Czytając inne ff odnoszę wrażenie, że pisze kiepsko i do dupy.
Mają tyle komentarzy i odwiedzin............
Teraz powiecie, że narzekam no ale cóż, pisze co mi leży na sercu.
Najbardziej chciałam przeprosić moich stałych czytelników, którzy byli ze mną cały czas.
Wybaczcie mi, że tak to się kończy, no ale uh nic na to nie poradzę.
Może jeszcze kiedyś wrócę do pisania, nie wiem.
Ale na pewno nie tego ff.
Ogromnie was przepraszam.
Pisze to bo nienawidzę zostawiać spraw niezakończonych.

Także dziękuję wam bardzo i przepraszam.


Jeżeli macie mi coś do napisania, zwyzywania, whatever (przyjmuje wszystko na klate lol) piszcie mi to na twitterze - twitter.com/lukestlz.



MIŁYCH WAKACJI MISIACZKI :)



wasza harribo xo



piątek, 16 maja 2014

Rozdzial czternasty

Przepraszam, ze pisze to na początku ale wiem, że na końcu notek zazwyczaj nie czytacie.
Jestem szczęśliwa i smutna jednocześnie.
Szczęśliwa - bo to ff ma już ponad 10,000 odwiedzin za co wam tak cholernie dziękuję matko.
A smutna - co rozdział jest coraz mnie komentarzy.
Na samym początku było ich 44 a teraz są zaledwie 12.........
Pewnie myślicie sobie, że znów narzekam ale kurcze, wasze opinie na temat tego ff są dla mnie w chuj ważne, dlatego wam się tak o komentarze proszę.
Informuje jakieś 50 osób, a komentarzy jest około 12, a co gorsza cały czas ich ubywa.
Czy to ff się wam znudziło? Bo jeśli tak to po prostu to napiszcie, wezmę to sobie do serca i postaram się coś zmienić, a w najgorszym wypadku, jak aż tak okropne ono jest, po prostu przestanę pisać..
Przepraszam, że znów narzekam, nienawidzicie mnie za to, wiem haha
I takie pytanko - Chcecie, abym dodawała przed rozdziałem link do piosenki, przy której pisze dany rozdział, czy raczej wam to nie odpowiada? Bo szczerze, mi to obojętnie, wasz wybór.

Kocham was skarby xo 




Ed Sheeran - All Of The Stars


Powoli otworzyłam oczy, po czym zamrugałam kilka razy powiekami. Słońce wpadające przez odsłonięte okno padało prosto na moja twarz. Przyłożyłam dłoń do oczu i potarłam je.
- Nareszcie się księżniczka obudziła. - usłyszałam, przez co podskoczyłam w miejscu. Szybko usiadłam i spojrzałam na człowieka, który wypowiedział te słowa. Harry. Mogłam się domyślić, że jestem u niego.
- Spierdalaj. - syknęłam, układając usta w cienką linię.
- Mogłabyś być grzeczniejsza. - wywrócił oczami, siadając na fotelu obok kanapy, na której byłam.
- Mógłbyś być mądrzejszy. - odszczeknęłam. Brunet spiorunował mnie wzrokiem, a ja próbowałam zachować powagę i nie wybuchnąć śmiechem. W końcu odwróciłam głowę i rozejrzałam się po pomieszczeniu, poszukując Nathana, który, jak podejrzewam, również tutaj był.
- Poszedł do sklepu. - usłyszałam odpowiedź na moje niezadane pytanie. Czy on do cholery umie czytać mi w myślach, czy jak? Przytaknęłam głową na znak zrozumienia i z westchnieniem opadłam ponownie na poduszki. Znów byłam w jego domu, znów pod jego kontrolą. No do kurwy nędzy, czy ten człowiek nie może dać sobie w końcu spokoju?
Przez pewien czas wpatrywałam się w sufit, czasami kątem oka spoglądając na chłopaka, który pochłonięty był oglądaniem jakiegoś durnego filmu w telewizji. Po chwili usłyszałam chrzęst otwieranych, a później zamykanych drzwi. Podniosłam głowę, aby zobaczyć, czy to Nathan wrócił. Nie pomyliłam się. Wchodził właśnie do kuchni, by rozpakować niewielkie zakupy. Zacisnęłam mocno zęby, aby z moich ust nie wyleciały obelgi kierowane w jego stronę po tym, co zrobił. Nie miałam ochoty się z nim kłócić, ale wiedziałam też, że muszę mu powiedzieć, co o tym wszystkim sądzę. Usiadłam, prostując plecy i skrzyżowałam ręce na piersiach. Muszę to gówno jakoś przetrwać. Dam radę. Muszę dać radę. W końcu to właśnie obiecałam Liv. Nie miałam jeszcze żadnego pomysłu, także postanowiłam na chwilę obecną robić to, co będzie mi kazano.
- Kupiłem pizze. - oznajmił obojętnie blondyn, wchodząc do salonu i kładąc opakowanie na stół. Wpatrywałam się w telewizor, udając, że nie słyszałam tego, co właśnie powiedział.
- Dzięki. - wymamrotał Harry, otwierając pudełko i biorąc kawałek ciasta do dłoni. Byłam strasznie głodna i aż ściskało mnie w żołądku, gdy patrzyłam na to jedzenie, ale nie miałam zamiaru tego zjeść. Pokręciłam głową i znów wlepiłam wzrok w ekran.
- Nie masz zamiaru jeść? - zapytał mój były przyjaciel.
- Nie. - odparłam chłodno, wstając.
- A ty gdzie? - za chwilę obok mnie znalazł się brunet.
- Idę do łazienki. Co, tego też mi zakażesz? - spytałam sarkastycznie.
- Ostatnio też szłaś do łazienki, a kurwa jakoś cię tam potem nie zastałem. - uśmiechnęłam się zwycięsko na samą myśl o mojej uciecze, ale szybko pokręciłam głową i spojrzałam na niego.
- No to nie wiem, hm. Wyślij może swojego kochanego przyjaciela, aby poszedł za mną i patrzył jak sikam. - sarknęłam, wywracając oczami.
- Nathan, idź z nią. - odwrócił się do niego i skinął na mnie głową.
- No chyba sobie żartujesz. - pisnęłam. On był niepoważny. - Jesteście pojebani. - warknęłam i czym prędzej wyszłam z salonu, kierując się do łazienki. Kiedy znalazłam się przed drzwiami pomieszczenia, położyłam dłoń na klamce, jednak silna ręka, które chwyciła moje przedramię powstrzymała mnie przed otworzeniem miejsca do którego szłam. Podniosłam wzrok na blondyna, a moja twarz przybrała obojętny wyraz.
- Co, głowę chcesz mi trzymać? - wywróciłam oczami, próbując ponownie dostać się do toalety, ale i tym razem nie zakończyło się to sukcesem.
- Vivian, porozmawiaj ze mną. - oczy blondyna skanowały każdy szczegół mojej twarzy.
- Nie mamy o czym rozmawiać Nathan. - skwitowałam.
- Kurwa, wysłuchaj mnie w końcu. - tym razem ton jego głosu był ostrzejszy. Spojrzałam na niego.
- A co chcesz mi powiedzieć? ''No Viv, przepraszam, że cię porwałem i pozbawiłem przytomności, ale to wszystko dla twojego dobra.''? - powiedziałam, udając jego głos. - Wiesz co? W dupie to mam. Ufałam ci. Ufałam ci jak jasna cholera, a ty to wykorzystałeś i zniszczyłeś. Myślałam, że mogę na tobie polegać. Jak widać, myliłam się.
- Możesz na mnie polegać. - pokręciłam z niedowierzaniem głową, próbując powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.
- Zniszczyliście mnie. Ty i on. Zabraliście mi wszystko. Wiedziałeś, jak długo próbowałam ułożyć sobie życie po wypadku. Widziałeś jak płacze, jak nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić. A gdy w końcu mi się to udało, robisz mi takie świństwo. Nienawidzę cię. Jesteś potworem. - wydukałam, pozwalając kilku słonym kroplom spłynąć po moich policzkach. Wyrzuciłam to z siebie, w końcu powiedziałam co leżało mi na sercu.
- Kiedyś ci to wszystko wyjaśnię, obiecuje. - jego głos drżał. Otarłam policzki i wzięłam głęboki wdech.
- Nie chce żadnych wyjaśnień. Już dla mnie nie istniejesz, rozumiesz? Jesteś dla mnie nikim, nie chce cię znać. - pisnęłam, szybko otwierając drzwi i zamykając je na klucz.
- Vivian, Vivian proszę! - nieustannie pukał w drzwi, próbując je otworzyć.
- Nienawidzę cię. - szepnęłam bardziej do siebie, osuwając się na ziemie i opierając o zimne płytki. Nie tamowałam już łez. Swobodnie wypływały z moich oczu, mocząc bluzkę. To wszystko mnie przerosło. Naprawdę mu ufałam. Nigdy nie pomyślałam, że mógłby zrobić mi coś takiego. Po kilku chwilach pukanie ustało. Wstałam z miejsca i podeszłam do lustra. Dotknęłam delikatnie dłonią zaczerwienionego miejsca na szyi. Pamiątki po niedawnych wydarzeniach. Nie bolało, nie piekło. Ale przywracało te wszystkie wspomnienia. Ugryzłam się w policzek, próbując nie wybuchnąć histerycznym płaczem. Nie mogę się poddać. Muszę się wziąć w garść. Dla Liv. Dla rodziców. Przemyłam twarz letnią wodą i wytarłam ją w ręcznik. Wzięłam kilka długich wdechów, by po chwili wyjść z łazienki i znaleźć się z powrotem w salonie.
- C-co chcecie teraz ze mną zrobić? -  zapytałam dość niepewnie, patrząc na bruneta. Unikałam wzorku Nathana. Naprawdę nie chciałam mieć z nim nic do czynienia.
- Za dwadzieścia minut wyjeżdżamy załatwić pewną sprawę. Tu masz swoje ciuchy. Ubierz się jakoś. - złapałam torbę, która została rzucona w moim kierunku. Dlaczego nie dziwił mnie fakt, że mieli moje ubrania?
- Jaką sprawę? - dociekałam.
- Dowiesz się na miejscu. - odparł oschle, wystukują coś na klawiaturze telefonu.
- Chce wiedzieć teraz. - powiedziałam pewniej, zaciskając dłonie w pięści na materiale.
- Dowiesz. Się. Potem. - wycedził przez zęby, widocznie wkurwiony moją ''ciekawością''. Wolałam bardziej nie denerwować go tym wszystkim, więc po prostu odpuściłam i mierząc go uprzednio chłodnym spojrzeniem, wyszłam z pokoju i poszłam w kierunku sypialni. Wyrzuciłam wszystkie ubrania na łóżko i zaczęłam je przeglądać. Nie wiedziałam jaką sprawę mają do załatwienia, więc nie wiedziałam też, jak mam się ubrać. Postawiłam na swobodę. Szybko przebrałam się w niebieską, luźną bluzkę, jasno niebieskie rurki i granatowe baleriny. Włosy zaczesałam w warkocza, który przerzuciłam sobie na prawe ramie. Musnęłam maskarą rzęsy i byłam gotowa. Spakowałam z powrotem ciuchy do torby, którą wrzuciłam pod łóżko. Wyszłam z pokoju, stawiając powoli kroki, po czym weszłam do salonu. Odchrząknęłam, gdy żaden z chłopaków nie zwrócił na mnie uwagi.
- Możemy już jechać? - spytałam zirytowana, gdy się do mnie odwrócili. Na twarzy Harry'ego pojawił się mały uśmiech, gdy zmierzył mnie od góry do dołu ciekawskim wzrokiem. Wywróciłam oczami.
- Nieźle wyglądasz. - szepnął mi do ucha, gdy przechodził obok mnie.
- Dzięki. - burknęłam, idąc za nim. Po chwili, wszyscy siedzieliśmy w jego samochodzie. Oczywiście nie obyło się bez mojej ''ochrony''. Jak na złość Nathan musiał usiąść ze mną na tyłach. Cholera jasna, zero prywatności!
Cała droga minęła nam w zupełnej ciszy. Jedyne co umilało nam czas, była muzyka płynąca z radia. Odetchnęłam z ulgą, gdy wyszłam z samochodu i stanęłam na świeżym powietrzu. Rozejrzałam się po miejscu, w którym się znajdowałam. Nie rozpoznawałam tej dzielnicy. Zmarszczyłam brwi, idąc za chłopakami. Kierowaliśmy się w stronę jakiejś nieznanej mi kawiarenki. Weszliśmy do środka, zajmując miejsca przy oknie.
- Teraz się dowiem jaka to sprawa? - zaczęłam, stukając palcami o stolik.
- Zawsze jesteś taka ciekawska? - zironizował Harry, na co wywróciłam teatralnie oczami.
- Spieprzaj. - splunęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Moją uwagę przyciągnął mężczyzna, który właśnie wszedł do środka. Skanował ludzi w kawiarence, jakby kogoś szukał. Gdy spojrzał w naszym kierunku, cwaniacki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Zaczął iść w naszym kierunku. Stanął obok naszego stolika, mierząc mnie spojrzeniem.
- Styles. Shay. - powiedział chłodno. Jego głos był niski. Wyglądał na jakieś niecałe trzydzieści lat.
- Farewell. - odparł obojętnie brunet, nie szczycąc mężczyzny nawet jednym spojrzeniem.
- Macie to, o co was prosiłem? - czego taki facet mógłby od nich chcieć? Harry spojrzał na Nathana i kiwnął głową na faceta. Blondyn wstał i podał mu jakąś kopertę.
- Odliczone? - zapytał, chowając ją do kieszeni.
- Tak. Teraz ty dawaj to, o co ja prosiłem. - skwitował chłopak, odwracając się w jego kierunku. Po chwili gruba siatka, w której schowane były jakieś papiery, wylądowała na stole.
- Lubię robić z tobą interesy, Styles. - odparł mężczyzna z cwaniackim uśmieszkiem. - To twoja nowa dziwka? - spytał, wskazując wzrokiem na mnie. Zachłysnęłam się powietrzem. Dziwka? Że co kurwa proszę.
- Nie jestem dziwką. - warknęłam głośniej niż miałam w zamiarze. Chłopacy wytrzeszczyli na mnie oczy.
- Viavian.. - zaczął blondyn, jednak ja już stałam na nogach. Nie pozwolę sobie, żeby ktoś tak mi ubliżał.
- Inna niż wszystkie widzę. - powiedział spokojnie, wzruszając ramionami.
- Pierdol się. - syknął Harry, chwytając mnie za rękę i zmuszając do powrotnego zajęcia mojego miejsca. - Spierdalaj Farewell. - spiorunował mnie wzrokiem, a po chwili usłyszałam jak drzwi od kawiarenki się otwierają i zamykają. Spojrzałam w ich kierunku, jednak jedyne co zdążyłam zauważyć to czarna skórzana kurtka mężczyzny, który przed chwilą nazwał mnie bezczelnie dziwką Harry'ego.
- Co to miało być? - zaczął swój wykład, jednak nie miałam zamiaru mu an to odpowiadać.
- Co to? - wskazałam na papiery leżące przed nami.
- Odpowiedzi. - odparł spokojnie.
- Odpowiedzi? - zdziwiłam się. Myślałam że będą tam jakieś dane czy coś, a to jakieś odpowiedzi?
- Odpowiedzi na wszystkie pytania.

niedziela, 4 maja 2014

Rozdzial trzynasty

Beth Crowley - Warrior


W pośpiechu uszykowałam wszystko, co było mi potrzebne na spotkanie z Harry'm. Nie powiem, bo byłam cholernie zdenerwowana i wystraszona. Ale postanowiłam sobie jedno - nie pokaże mu tego. Nie rozpłacze się, bo to będzie znak dla niego, że jestem słaba. A nie jestem słaba. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 16:50. Wole wyjechać prędzej z domu i być przed czasem, aniżeli się spóźnić. Nie wiem co może tym psychopatom przyjść do głowy. W razie jakiegokolwiek zagrożenia, które jak podejrzewam czyha tam na mnie, schowałam do przedniej kieszeni spodni mały scyzoryk. Jest to pamiątka po moim tacie. Zawsze uczył mnie nim wyrywać różne rzeczy w drewnie. I pomyśleć, ze ten człowiek miał zgwałcić niczemu niewinną dziewczynę. I że ja w to uwierzyłam. Powstrzymałam łzy cisnące mi się do oczu i zakluczając uprzednio drzwi do mieszkania, ruszyłam w kierunku mojego samochodu. Wsiadłam do niego i odpalając silnik ruszyłam w miejsce, które wskazał mi chłopak. Co jakiś czas oglądał się za siebie, czy czasem ktoś mnie nie śledzi. Przez Harry'ego popadałam w paranoje. Zaraz będę się bała własnego cienia i zamkną mnie w psychiatryku. Otrząsnęłam się z tych chorych myśli i powróciłam na patrzenie na ulicę, która rozciągała się przede mną.
Po piętnastu minutach dotarłam na podany adres. Schyliłam głowę, aby przyjrzeć się budowli, do której miałam zaraz wejść. Wyglądała dość.. przerażająco. W co ja się wpakowałam. Przełknęłam głośno ślinę i wyszłam z pojazdu, zamykając go. Stawiając małe kroki, ruszyłam ku wejściu do fabryki. Strach ogarnął chyba wszystkie możliwe komórki mojego ciała. Czy bałam się? Być może. Byłam przerażona jak jasna cholera? Stanowczo tak. Stojąc przed drzwiami, które prowadziły do środka budynku, przez chwile się wahałam. A co jeśli Liv też siedzi w tym całym gównie co Nathan? Nie Viv, to niemożliwe. Ona by ci tego nie zrobiła. Położyłam dłoń na klamce i mocno ją nacisnęłam, dzięki czemu mogłam wejść wgłąb tego przerażającego miejsca. Rozglądałam się we wszystkie możliwe strony, aby móc zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
- Proszę, proszę. Któż to się zjawił. - podskoczyłam i cicho pisnęłam na słowa, które padły z ust człowieka stojącego za mną.
- G-gdzie jest Liv? - wydukałam automatycznie, poprawiając kosmyk włosów, który opadł mi na czoło. W odpowiedzi dostałam niski, męski chichot. Po moim ciele przeszły ciarki. Jak ja go nienawidzę. Zebrałam w sobie resztki odwagi i odwróciłam się twarzą do chłopaka. - Gdzie ona jest? - warknęłam, tym razem głośniej.
- Mam nadzieje, ze nic nie wykombinowałaś, bo wiesz, że ona może na tym ucierpieć. - na jego twarzy zagościł złowrogi uśmiech. Nie daj mu się Vivian, on cię podpuszcza.
-
Nie pierdol, tylko zaprowadź mnie do niej. - syknęłam, mocno chwytając ramiączko od torebki. Chłopak wywrócił teatralnie oczami i odwrócił się, idąc korytarzem do jakiegoś pomieszczenia. Po chwili patrzenia, jak się oddala, ocknęłam się i truchtem dogoniłam go. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Rozejrzałam się po nim. W rogu stało krzesełko, a na nim siedziała jakaś osoba. Chwila moment.. Tą osobą była moja przyjaciółka!
- Liv! - pisnęłam i pędem pognałam w jej kierunku, jednak zostałam zatrzymana przez chłopaka, który owinął rękę wokół mojej talii. Odwróciłam się do niego, obdarzając go morderczym spojrzeniem. - Puszczaj! - powiedziałam ostro, szarpiąc się we wszystkie strony. Niestety, na nic się to nie zdało, a tylko pogorszyło moją sytuację.
- Uspokój się, bo to się źle skończy. - dotarły do moich uszu słowa, które zostały wypowiedziane tonem przepełnionym jadem. Zrobiło mi się niedobrze.
- Więc mnie puść i mnie nie dotykaj. - oznajmiłam przez zaciśnięte zęby. Po chwili poczułam, jak jego ręka mnie uwalnia, a moje stopy dotykają ziemi. Znów szybko pobiegłam w jej kierunku, ale tym razem nikt mnie nie powstrzymał.
- Jezu, Liv. Nic ci nie jest? - upadłam na kolana obok dziewczyny, dokładnie lustrując jej lekko poranioną twarz.
- Jest bardziej posłuszna niż ty. - usłyszałam za sobą.
- Miało jej nic nie być. - warknęłam, wstając. Złość się we mnie gotowała. Jeszcze chwila, a wybuchnę.
-
Jakoś nie zauważyłem, aby stało jej się coś poważnego. - wzruszył ramionami.
- Ty pieprzony gnoju. - syknęłam, a moje policzki oblał czerwony rumieniec od złości. Jak on kurwa mógł. - Chcesz mnie, proszę bardzo. Ale nie mieszaj w to najbliższych mi osób. - odwróciłam się do dziewczyny, nie czekając na jego reakcje i zaczęłam rozwiązywać supeł z tyłu jej rąk. Zdjęłam chustę z jej ust.
- Vivian. - wyszeptała po tym, gdy wzięła wielki haust powietrza.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam. - powiedziałam, przytulając ją. Kilka słonych łez spłynęło z moich policzków, mocząc jej ubranie. - Nie chciałam tego. Nie wiedziałam, że posuną się do tego stopnia. - wyszlochałam, odsuwając się od niej.
- Co teraz będzie?
- Teraz to ty stąd spierdalasz i nie mówisz nikomu co tu było, a Vivian idzie ze mną. - usłyszałyśmy, po czym zerwałyśmy się na równe nogi.
- Nie zostawię jej tutaj. - pisnęła Liv, pocierając obolałe nadgarstki. Odwróciłam głowę w jej stronę.
- Dam sobie radę. Wracaj do domu, okej? - posłałam jej pocieszający uśmiech, ocierając mokre policzki.
- Ale..
- Chyba słyszałaś, co powiedziała. Wypierdalaj stąd. - warknął Harry. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie mów tak do niej skurwielu. - splunęłam, zaciskając dłonie w pięść. - Jakoś się stąd uwolnię, a ty uciekaj. - wyszeptałam do ucha dziewczyny tak, aby tylko ona miała możliwość usłyszenia tego. Niepewnie pokiwała głową, obdarzając mnie współczującym spojrzeniem.
- Nathan, wyprowadź ją. - zupełnie o nim zapomniałam. Okręciłam głowę w kierunku drzwi wyjściowych w których ujrzałam blondyna. Pokręciłam głową, nadal nie mogąc uwierzyć w to, że jest on po stronie bruneta. Jak można zdradzić własną przyjaciółkę? Nigdy tego nie zrozumiem. Po ich wyjściu zostałam w pomieszczeniu sama z moim kochanym prześladowcą.
- Myślałaś, że tak prędko odpuszczę? - zakpił.
- Nie, myślałam, że stać cię na coś więcej niż porwanie niczemu niewinnej dziewczyny. - odgryzłam, a jego oczy nagle pociemniały. Punkt dla Vivian.
-
Zamknij się.
- Chciałeś mnie - proszę bardzo. Ale nie licz na to, że będę robić wszystko co mi każesz, dupku. - parszywy uśmiech zagościł na mojej twarzy. Nim się obejrzałam, a chłopak stał obok mnie, ściskając mocno moje ramie. Syknęłam z bólu.
- Jeszcze się przekonamy. - zacisnęłam mocno szczękę. Nie dawaj się Vivian, obiecałaś Liv że się uwolnisz powtarzałam sobie w myślach i wtedy do głowy zawitał mi pomysł. Pośpiesznie włożyłam dłoń do kieszeni spodni i wyciągnęłam z nich moją "broń". Cisnęłam kłującym przedmiotem w ramie Harrye'go, dzięki czemu zostałam uwolniona. Szybko odbiegłam na bok. Jedyne co usłyszałam to krzyk bólu chłopaka. Drugi punkt dla Vivian. Ruszyłam przed siebie, gnając wprost do wyjścia. Odwróciłam się na moment, aby zobaczyć czy mnie nie goni. Nadal stał w miejscu, tamując krew wypływającą z jego zranionej ręki. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam głowę. Niespodziewanie wpadłam na jakąś osobę, upuszczając przy tym scyzoryk. Przeklęłam pod nosem, próbując sięgnąć po przedmiot, jednak zostałam powstrzymana, przez złapanie mnie i przygwożdżenie do ściany.
- Tym razem nie uciekniesz tak łatwo. - warknął blondyn, trzymając mnie mocno za szyję. Do moich płuc dolatywało coraz mniej powietrza, zaczęłam się dusić. Próbowałam w jakikolwiek sposób się uwolnić, ale zdało się to na nic. Więc tak wygląda szybka śmierć? przemknęło mi przez myśl, a już chwile później jedynym widokiem przed moimi oczami była ciemność.




Każdy komentarz, nawet zwykła emotka, motywuje do dalszej pracy, pamiętajcie. :)



Tak jak obiecałam, tak i jest. Nie jestem zbytnio zadowolona z tego rozdziału, no ale cóż. Mam nadzieję, że spodobał się wam choć trochę.
Pytania? ask.fm/harrytractive
Adijos słoneczka x

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdzial dwunasty

Cher Lloyd - Human


Świat zaczął wirować, a obraz zamazywać się. Nathan? Co on tu do jasnej cholery robił? I skąd znał Harry'ego? Przyłożyłam drżącą dłoń do ust, aby nie wydostał się z nich cichy pisk.
- Zwątpiłeś w moje możliwości? - zaśmiał się brunet. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zaufałam mu. Myślałam, że jest inny. Myślałam, że naprawdę mnie chroni. Jak widać znów się myliłam.
- Co z nią? Mam nadzieje, że nic jej nie jest. - usłyszałam jak przemieszczają się do salonu.
- Jest cała, nie martw się tak. - przełknęłam głośno ślinę. Dupek nawet nie miał odwagi, aby się przyznać że uderzył dziewczynę.
- Więc mam rozumieć, ze wszystko przebiega zgodnie z planem? - co? Jaki plan?
- Tak. - zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam co się dzieje. To było jakieś błędne koło. Odeszłam od drzwi, próbując unormować swój oddech. To wszystko robiło się coraz bardziej pojebane. Szybko rozglądałam się po pomieszczeniu szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. Próbował zdobyć moje zaufanie, abym czuła się bezpieczna, abym nic nie podejrzewała. Był w błędzie. Gdy tylko zauważyłam okno, pędem rzuciłam się w jego stronę. Otworzyłam je jak najciszej i wyjrzała zza niego. Na podjeździe stał samochód Nathana. Miałam nadzieje, że był na tyle głupi, aby zostawić kluczyki w środku, co umożliwiło by mi szybszą ucieczkę stąd. Powoli i ostrożnie przełożyłam nogi na zewnątrz i cicho zeskoczyłam na ziemie. Syknęłam, czując ból przeszywający moją głowę. Pomasowałam delikatnie skronie i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku auta. Oglądałam się za siebie, czy nikt, a myśląc nikt mam na myśli Harry'ego albo Nathana, czasami nie widzi, tego co teraz robię. Kiedy znalazłam się obok wozu, zajrzałam przez okno do środka. Miałam ochotę się roześmiać, bo mój przyjaciel, nie, mój BYŁY przyjaciel, bo nie chce go już znać, był wystarczającym idiotą, aby zostawić kluczyki w stacyjce. Otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka. Nie czekając ani chwili dłużej odpaliłam silnik uśmiechając się triumfalnie. Byłam wolna. Nareszcie mi się udało. Nie patrząc w kierunku domu, z którego przed chwilą wybiegłam, z piskiem opon wyjechałam na drogę i dociskając pedał gazu odjechałam z tego koszmarnego miejsca. Nie byłam pewna gdzie mam jechać, ale wiedziałam jedno - teraz to ja byłam górą.
Rozglądając się dookoła próbowałam zorientować się, gdzie jestem. Nie było to najłatwiejsze zadanie, bo pierwszy raz znajdowałam się w tym miejscu. Kiedy zatrzymałam się na czerwonym świetle, poczułam jak telefon, który po wielu trudach udało mi się odzyskać, wibruje w kieszeni. Wyciągnęłam go z niej i spojrzałam na wyświetlacz. Numer nieznany. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, kto mógłby do mnie dzwonić. Chwila.. Nieznany numer.. Kurwa, Harry. Odrzuciłam połączenie i odrzuciłam komórkę na siedzenie obok. Nie mogłam z nim teraz rozmawiać. Nie miałam zamiaru w ogóle nigdy więcej z nim rozmawiać. Nie wiem co dalej zrobię. Pójdę na policję? Wyjadę z kraju? Nie mam pojęcia. Gdy barwa świateł zmieniła się na zieloną, ruszyłam z miejsca jadąc prosto przed siebie. Po chwili jazdy zaczęłam rozpoznawać to miejsce. Byłam niedaleko mojego domu. Uśmiechnęłam się szeroko, ciesząc się że choć raz los się do mnie uśmiechnął. Mój napada szczęścia znów został przerwany przez dzwoniący telefon.
- Kurwa. - mruknęłam pod nosem, chwytając komórkę. Otworzyłam szerzej oczy, widząc imię Nathana na ekraniku. A więc teraz on zaczął się mną martwić? Zacisnęłam mocno szczękę i klikając na zielona słuchawkę przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Vivian? Posłuchaj mnie to..
- Nie kurwa, ty mnie posłuchaj. - przerwałam mu raptownie. - Jesteś skurwielem, zwykłym nic nie wartym dupkiem. Miałam cię za przyjaciela, a ty knujesz jakieś gierki z chłopakiem który mnie porwał.
- Nie ro..
- Nie przerywaj mi - warknęłam. - Idę na policję, mam dość tych waszych zasranych zabaw. A i przekaż szanownemu panu Harry'emu, że jest śmieciem. - splunęłam i nie czekając na żadną odpowiedź, przerwałam połączenie. Wzięłam kilka głębszych wdechów. W końcu powiedziałam to, co leżało mi na sercu. Jednak.. nie było mi lepiej. Nie ulżyłam sobie. Może oni faktycznie mnie chronili? Nie Vivian, oni są skurwielami. skarciłam się w myślach. Wyprostowałam się na siedzeniu i docisnęłam pedał gazu, wjeżdżając na swoja ulicę. Gdy tylko zauważyłam swój dom odetchnęłam z ulgą. Zaparkowałam samochód kilka metrów dalej, a po chwili wyskoczyłam z samochodu jak poparzona i pędem pognałam ku drzwiom. Na moje szczęście - były otwarte. Ah no tak, przecież niedawno zostałam porwana i nie miałam możliwości, aby cokolwiek z tym zrobić. Weszłam do środka, a pierwsze co zrobiłam, to zakluczyłam drzwi, pozamykałam wszystkie okna i pozasłaniałam je. Wolę dmuchać na zimne. Już mniej zdenerwowana weszłam do sypialni, aby wyciągnąć ubrania i przebrać się w nie. Nie chciałam nosić rzeczy siostry Harry'ego. Nie chciałam mieć nic z tym człowiekiem wspólnego. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Dochodziła godziny piętnasta. Normalnie kończyłabym o tej godzinie prace i szłabym z Liv do ka... Jasna cholera, Liv! Muszę do niej natychmiast zadzwonić. Biegałam po mieszkaniu jak oszalała w poszukiwaniu komórki, a gdy w końcu udało mi się ją znaleźć, szybko wykręciłam numer do przyjaciółki. Kiedy po trzech sygnałach nadal nikt nie odebrał, zaczęłam nerwowo tupać nogą. Liv zawsze nosiła telefon przy sobie, nie było mowy aby ruszyła się gdziekolwiek bez niego. Wypuściłam wstrzymywane dotychczas powietrze z płuc, gdy ktoś odebrał połączenie.
- Liv? - zapytałam nie pewnie, a kiedy po kilku sekundach nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, strach zaczął ogarniać moje ciało. - Liv, odezwij się. - niemal błagałam.
- Spokojnie, twoja przyjaciółeczka tu jest. - usłyszałam niski męski głos, przez co zachłysnęłam się powietrzem. Harry.
- Co jej zrobiłeś? - wysyczałam przez zęby. Mógł sobie wykorzystywać mnie, ale od moich przyjaciół wara.
- Jeszcze nic. - byłam pewna, ze teraz na tej jego twarzyczce maluje się ten pojebany uśmieszek.
- Wypuść ją kurwa. - warknęłam. W odpowiedzi dostałam tylko cichy śmiech.
- To nie tak działa kochanie. - byłam na skraju wytrzymałości. Co tym razem ten psychopata wymyślił?
- Czego chcesz? - spytałam zrezygnowana, opadając na kanapę.
- Ciebie. - moje serce zaczęło bić tysiąc razy szybciej, a oddech uwiązł w płucach. Mnie?
- Po co ci ja? - wydukałam.
- Zobaczysz. Zaraz ci podeśle adres gdzie masz się zjawić i godzinę. Radzę ci nie wzywać glin, bo twoja przyjaciółeczka może na tym ucierpieć. - przerwane połączenie. Siedziałam z komórka przytknięta do ucha próbując przeanalizować, co się przed chwila wydarzyło. On chce mnie. Inaczej zrobi coś Liv. Zrobiło mi się słabo na samą myśl, że może jej się coś stać. Nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia. Z przemyślan wyrwał mnie dźwięk przychodzącego sms-a.

Stara fabryka przy Volhampton Street, 17:30.  H

Nie mogę pozwolić, aby mojej przyjaciółce coś się stało. Chce mnie - więc mnie dostanie.




Każdy komentarz, nawet zwykła emotka, motywuje do dalszej pracy, pamiętajcie. :)



Przepraszam was najmocniej na świecie, że tak długo mnie tu nie było! Możecie mnie zabić, zakopać, zamordować czy cokolwiek - nie będę na was zła! Nie będę się wam nawet usprawiedliwiać dlaczego tak późno, bo pewnie nie chce wam się tego czytać.
Rozdział wydaje mi się, że trochę bardzo zjebany, idk.
Jesteście wspaniali, wiecie? Miesiąc nic nie dodawałam, a odwiedzin i tak przybywało jeju.
Obiecuje, że następny rozdział pojawi się wcześniej.
Lots of love x

piątek, 28 marca 2014

Rozdzial jedenasty

5 Seconds of Summer - The Only Reason

*kursywa - retrospekcja*

Jechaliśmy samochodem w kierunku schroniska. Rodzice obiecali mi, że za dobre zachowanie dostanę  pieska. Byłam strasznie podekscytowana.
- Tatusiu, daleko jeszcze? - zapytałam, wiercąc się na siedzeniu.
- Jeszcze chwilka kochanie. - usłyszałam w odpowiedzi, a na moich ustach wymalował się uśmiech. Będę mieć własnego zwierzaka.
Po pięciu minutach zatrzymaliśmy się przed budynkiem. Szybko wyskoczyłam z samochodu i chwyciłam mamę za dłoń, ciągnąc ją do przodu. Gdy weszliśmy do środka zobaczyłam pełno klatek, a w nich dużo piesków. Każdy wyglądał inaczej.
- Wybierz sobie jakiegoś. - uśmiechnęła się do mnie mama, a ja szybko podbiegłam do jednej z klatek. Ukucnęłam przy niej, przyglądając się małemu kundelkowi. Siedział skulony w kącie i patrzył na mnie małymi ślepkami.
- Chodź tu malutki. - szepnęłam, wyciągając w jego kierunku dłoń. Nie poruszył się. - Mamusiu, chce tego! - krzyknęłam. Po chwili obok mnie znaleźli się rodzice.
- Jesteś pewna? - zapytał tata.
- Tak. - pokiwałam twierdząco głową. Patrzyłam cały czas na zwierzaka, nie zwracając uwagi na rozmowy starszych. Był słodki ale i wystraszony. Jakaś dziewczyna otwarła klatkę i chwyciła go na ręce, a on cicho zapiszczał.
- Proszę skarbie. - uśmiechnęła się do mnie, podając mi psa. Wyciągnęłam dłonie, by po chwili zauważyć na nich małą włochatą kuleczkę.
- Podoba ci się? - usłyszałam nad uchem.
- Bardzo. - uśmiechnęłam się. - Nazwę go Brutus. - zaśmiałam się i przytuliłam go do siebie. - Już zawsze będziesz mój. - powiedziałam szeptem.
 


Przez to wspomnienie do moich oczu napłynęły łzy. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam ilustrację. Usłyszałam kroki za sobą, jednak nie zwróciłam na to uwagi. Co do jasnej cholery robiło tutaj zdjęcie mojej rodziny?! I dlaczego moi rodzice są na nim przekreśleni? Gwałtownie odwróciłam się w stronę chłopaka zaciskając mocno powieki.
- Co to zdjęcie tu robi? - wysyczałam przez zęby, próbując się nie rozpłakać. - Pytam się! - krzyknęłam, otwierając oczy. Nie wytrzymałam, po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. - Zabiłeś moich rodziców. - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- Nic im nie zrobiłem. - powiedział spokojnym tonem.
- To co kurwa oznacza to przekreślenie mazakiem?! - rzuciłam w niego kawałkiem papieru.
- Nic nie rozumiesz. - odparł, tym razem głośniej.
- To mi to wytłumacz! - wyrzuciłam ręce w górę. Coraz więcej łez wypływało z moich oczu.
- Twój ojciec zgwałcił moja siostrę. - otworzyłam szerzej usta.
- Nie kłam. - warknęłam. To nie mogła być prawda. Mój ojciec nie skrzywdziłby nawet muchy. Był wspaniałym, pomocnym człowiekiem.
- Zgwałcił ją, przez co popełniła samobójstwo. - czułam jak moje ciało zapada się pod ziemie. Nie, nie, nie. On to wszystko wymyślił. To nie mogła być prawda!
- On nigdy w życiu by czegoś takiego nie zrobił. - zaszlochałam, a chłopak stanął bliżej mnie.
- Zabawne, nieprawdaż? - zaśmiał się bez krzty wesołości. - Była w twoim wieku. I do tego strasznie do ciebie podobna. - czułam suchość w ustach. Moje wargi zaczęły niebezpiecznie drżeć. O czym on mówił? - Była jedyną osobą, którą miałem. - szepnął jakby do siebie, jednak usłyszałam to.
- Dlaczego miałby to niby zrobić? - zapytałam łamiącym się głosem.
- Bo był zwykłym skurwielem. - wybuchł, a ja lekko podskoczyłam w miejscu.
- N-nie prawd-da. - wydukałam, przełykając słone łzy.
- Nosiła mojego siostrzeńca. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży załamała się i... - zamilkł, spuszczając wzrok. Zrobiło mi się go żal. To niby ja przeżywałam tutaj piekło, ale jednak... nie wiem jak ja bym sobie poradziła, gdyby moje rodzeństwo zrobiło coś takiego. Chciałam się na niego rzucić i go przytulić, jednak jakaś część mnie przypominała mi o tym, co on zrobił mi.
- Po co ci do tego wszystkiego jestem ja? - zapytałam cicho, ocierając łzy z policzków. Nadal nie potrafiłam zrozumieć tego wszystkiego co mi powiedział, co przed chwilą usłyszałam. To było zbyt wiele jak na tak krótki okres czasu. Harry podniósł na mnie wzrok.
- Żeby cię chronić. - zachłysnęłam się powietrzem, na jego słowa. Chronić? Mnie? Nie wiem przed czym. Otworzyłam usta, aby go o to zapytać, jednak on był szybszy. - Wiem kto zabił twoich rodziców i wiem, ze ty jesteś następna. - słucham? Dłonie i usta znów zaczęły mi drżeć. O czym on do cholery mówił?
- Zabił? Dlaczego zabił? - załkałam, a moje policzki znów pokryły się wodnistą substancją.
- Jak zapewne nie wiesz, twój ojciec zamieszany był też w narkotyki . Nie zapłacił danej kwoty. przez co go zabili. Wiedzą, że miał córkę i cię poszukują.
- Nie wygląda tak, jakbyś mnie chronił. - powiedziałam ostro.
- Serio kurwa? - warknął. - Myślisz, ze czemu nie mówiłem nikomu z twoich znajomych jak się nazywam, nawet tobie, co? Jakbym cię chciał porwać to zrobiłbym to już dawno temu. A wiem o dilerce, bo sam siedziałem kurwa w tym gównie. - przeczesał dłonią włosy, lekko szarpiąc je za końce.
- Nic nie rozumiem. - szepnęłam do siebie, odsuwając się od niego. Gwałt. Ciąża. Samobójstwo. Zabójstwo. Narkotyki. Nie, tego było za dużo. Miałam mętlik w głowie. Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć w jakie gówno ja się wpakowałam? Szukają mnie mordercy mojego ojca, aby mnie zabić. Jakiś obcy mi chłopak porwał mnie, aby chronić mnie przed nimi. To wszystko było tak bardzo popaprane, że ja sama się w tym pogubiłam. Moja głowa pulsowała niemiłosiernie. Zaczęłam głęboko oddychać, aby się uspokoić, jednak łzy nadal kapały na moje ubrania. Płacze już od kilku dni. Że też mam jeszcze czym płakać. Schowałam twarz w dłoniach, szlochając. To nie było na moje siły. To wszystko runęło na mnie jak grom z jasnego nieba. Poczułam silne ramiona, które oplatają się wokół mojej talii. Czy Harry.. Czy on mnie.. przytulał? Odsunęłam dłonie od twarzy, aby lekko unieść głowę. Chłopak wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, ciężko oddychając. Czułam nierówne bicie jego serca. Nie sprzeciwiałam się, gdy wzmocnił uścisk. Potrzebowałam teraz wsparcia, tak samo jak on. A to, że się przede mną otwarł i wytłumaczył mi, dlaczego to wszystko zrobił, zmieniało postać rzeczy. Teraz to rozumiałam i nie miałam mu tego za złe. Robił to dla mojego dobra. Nie myśląc dużo, wtuliłam się w jego tors, podciągając nosem.
- Przepraszam. - wymamrotałam w jego koszulkę. - Mogłeś mi powiedzieć wcześniej.
- A uwierzyłabyś mi? - westchnął. - I tez przepraszam za to, że cię uderzyłem.
- Zasłużyłam sobie. - szepnęłam. - Harry, co teraz będzie? - przełknęłam łzy, które zebrały się w moim gardle.
- Teraz musisz odpocząć, potem porozmawiamy o reszcie. - delikatnie pokiwałam głową, odsuwając się od niego.
- Dziękuję. - powiedziałam cicho, ze spuszczoną głową. Założyłam opadające na moją twarz kosmyki włosów za ucho i cicho westchnęłam. Miał rację. Musiałam dać moim myślom czas. Musiałam sobie to wszystko poukładać.

~*~

Biorąc gorący prysznic czułam jak moje ciało choć w pewnym stopniu się odpręża. Nadal nie wiedziałam na czym stoję, ale teraz byłam trochę spokojniejsza. Wydawało mi się, że od strony Harry'ego nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo i miałam nadzieję, że tak będzie. Zaskoczyło mnie to, że chłopak mnie chroni, a nie że porwał mnie tylko dlatego, aby mnie zabić czy wykorzystać. Jednak myśl o tym, ze mój ojciec był gwałcicielem, a siostra Harry'ego była w ciąży i nosiła jego siostrzeńca, a mojego brata, oraz to, ze był on zamieszany w narkotyki, nie dawała mi spokoju. Spodziewałbym się wszystkiego, ale w żadnym przypadku nie takich rzeczy. Mój ojciec był miłym i bardzo pomocnym człowiekiem. Nigdy nie spodziewałabym się tego wszystkiego po nim. Potrząsnęłam głową i wyrzuciłam z niej wszystkie złe myśli.
Wychodząc z kabiny owinęłam swoje ciało w ręcznik. Dalej nie czułam się komfortowo w tym nieznanym mi otoczeniu, ale próbowałam się zmusić, aby nie pokazać tego po sobie. Spojrzałam na ubrania, które dal mi brunet. Należały do jego siostry. Wzięłam do ręki koszulkę z napisem i włożyłam ja na siebie. Była mi odrobinę za duża, ale nie narzekałam. Ubrałam się do końca, po czym rozczesałam włosy i związałam je w koka. Przyglądając się sobie w lustrze. nie byłam zdziwiona, widząc worki pod oczami od płaczu. Byłam też strasznie blada, ale czego ja oczekiwałam? Łzy wylewały się ze mnie ciurkiem i nic nie mogłam na to poradzić. Byłam osłabiona i to bardzo, ale nie chciałam zawracać nikomu tym głowy. Przejdzie mi. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z łazienki, kierując się do salonu. Rozejrzałam się po nim, jednak nigdzie nie zauważyłam chłopaka. Zauważyłam, że drzwi od jego sypialni są uchylone. Po cichu do nich podeszłam i spojrzałam przez szparę. Chłopak stał oparty o parapet, wpatrując się w widoki za oknem. Nie chcąc mu przerywać najciszej jak potrafiłam przeszłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie herbatę. Usiadłam przy wyspie kuchennej i owinęłam dłonie wokół parującego naczynia. To było to, czego potrzebowałam. Wzięłam łyk ciepłej cieczy, a po moim gardle rozlała się fala przyjemności. Popijając napój, nawet nie zauważyłam gdy w progu znalazł się Harry, opierając się o framugę drzwi. Odwróciłam głowę w jego kierunku i delikatnie się uśmiechnęłam, spuszczając wzrok. Nim zdążył coś powiedzieć, rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Podniosłam głowę, patrząc na niego pytająco. Kto to mógł być?
- Choćby nie wiem co, nie wychodź z kuchni. - powiedział, tonem nieznoszącym sprzeciwu, na co niepewnie kiwnęłam głową. Zamknął drzwi do pomieszczenia w którym się znajdowałam, a po chwili usłyszałam szczęk otwieranych drzwi i głosy. Jeden był Harry'ego. Drugi też skądś znałam, ale nie mogłam teraz stwierdzić do kogo należał. Podeszłam powoli do drzwi i przyłożyłam do nich ucho.
- Dobra robota stary. - usłyszałam niski zachrypnięty głos. Moje serce zamarło, tak jak reszta ciała. Nie, to nie mogła być prawda. To nie mógł być naprawdę on. - Już myślałem, że to spierdolisz. - poczułam ukłucie w sercu. Nathan. 



Każdy komentarz, nawet zwykła emotka, motywuje do dalszej pracy, pamiętajcie. :)



Tak jak obiecałam, dodaję dziś. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. :)
I dziękuję wam za niecałe 8,000 odwiedzin, odpowiedzi w ankiecie i wszystkie komentarze. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo szczęśliwa jestem asdfghjkl
Jeżeli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego aska > ask.fm/harrytractive
Kocham was mocniutko x 

niedziela, 23 marca 2014

Rozdzial dziesiaty

Obudziłam się, kiedy promienie słoneczne zaczęły okalać moją twarz. Powolnie otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pomieszczeniu. Gdzie ja się do cholery znaj.. Oh. Zapomniałam, zostałam porwana. Miałam nadzieję, że to wszystko to tylko jakiś popierdolony sen i po przebudzeniu będę w swoim łóżku, w swoim pokoju, w swoim mieszkaniu. Odwróciłam głowę w prawą stronę. Obok mnie na łóżku nie było nikogo. Może Harry poszedł do sklepu? To by był idealny moment na ponowną próbę ucieczki. Postawiłam stopy na zimną podłogę i wstałam próbując jak najciszej się poruszać. Drzwi były otwarte za co dziękowałam w duchu, bo nie musiałam fatygować się z ich otwieraniem. Ostrożnie przeszłam małym korytarzem i skierowałam się do kuchni. Powoli wystawiłam głowę zza framugi, aby zobaczyć czy czasami nie ma tam chłopaka. Na moje szczęście nikogo nie zauważyłam. Odetchnęłam z ulgą i pobiegłam do wyjścia. Nie obchodziło mnie teraz, że byłam w pomiętych ciuchach od wczoraj. Marzyłam tylko o tym, aby się stąd wydostać i iść jak najszybciej na policję. Szczęśliwa, że choć raz coś dobrego przytrafiło mi się tutaj nadusiłam klamkę od drzwi frontowych. Wstrzymałam oddech, kiedy przed sobą ujrzałam bruneta. Cholera!
- Gdzieś się wybierasz skarbie? - zapytał, a ironiczny uśmieszek wkradł się na jego usta. Chciałam rzucić się do ucieczki, jednak jego silne ramie oplotło mnie w talii. Cicho jęknęłam, kiedy mocno wbił swoje palce w moje biodro.
- Chyba rozmawialiśmy o tym wczoraj, prawda? - wysyczał przez zęby. Przed oczami przeleciał mi obraz ostatnich wydarzeń. Mój policzek zaczął mnie piec na to wspomnienie. Lekko się wzdrygnęłam. Jak mogłam pomyśleć, że zostawi mnie samą w domu? Miałam ochotę uderzyć się z otwartej dłoni w twarz przez swoją głupotę. Wepchnął mnie do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Do kuchni. - warknął, rzucając kluczyki na szafkę. Wykonałam jego polecenie i stanęłam przed wyspą kuchenną, tyłem do drzwi.
- Jesteś idiotką. - zaśmiał się sarkastycznie wchodząc do pomieszczenia. - Głupiutką, naiwną idiotką. - zacisnęłam pięści na jego słowa. Nie byłam naiwna. - Myślałaś, że pozwolę ci od tak uciec z tego domu? - stał tuż za mną, Mogłam poczuć jego zimny oddech na swoich odsłoniętych plecach. - No powiedz coś kurwa. - szarpnął mnie za ramię, a ja stłumiłam w sobie pisk. - Tak to jesteś mądra, a teraz nie potrafisz wydusić z siebie słowa? - powiedział przez zaciśnięte zęby. Był wkurwiony. Znowu. I to ja go doprowadziłam to tego stanu. Ponownie. Moja dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć. Pospiesznie spuściłam wzrok.
- Nie jestem idiotką. - szepnęłam.
- Co powiedziałaś? Bo chyba niedosłyszałem. - czy on się kurwa ze mnie nabijał?
- Nie jestem idiotką! - krzyknęłam, zaskakując tak samo siebie, jak i jego. Zaczerpnęłam głośno powietrza do ust. Miałam już dość tego wszystkiego. Jego ciągłego traktowania mnie jak szmatę. Trzymania mnie tutaj jak jakieś zwierzę w klatce. Kurwa, byłam też człowiekiem! Stałam ze spuszczoną głową przed Harrym głęboko oddychając. Nie miałam już na to wszystko siły. Chłopak nic nie mówiąc, odsunął się ode mnie i wyszedł z kuchni. Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. To wszystko mnie przerastało. Nie miałam pojęcia co zrobić. Byłam w kropce. Na ucieczkę nie było mowy, bo pilnował mnie na każdym kroku. Mogłaby spróbować się jakoś z kimś skontaktować, ale cholera ci wie, że jest mój telefon. Czułam, jak łzy kumulowały się pod moimi powiekami. Mamo, tato, weźcie mnie stąd. Proszę. Cichy szloch wydostał się z moich ust. Nic innego mi nie zostało. Ale wiedziałam jedno - nie mogę się mu poddać. Nie mogę mu pokazać, ze może traktować mnie jak jego własność. Nie byłam jego. Będę się stawiać, choć wiem, że nie wyjdzie mi to na dobre, ale co innego mam zrobić? Moje dni i tak są już policzone, a ja nie mam zamiaru się przed nim płaszczyć. Nigdy w życiu. Pośpiesznie otarłam policzki i wzięłam głęboki oddech. Koniec tego wszystkiego. Wstałam i zaciskając dłonie w pięści poszłam do salonu. Chłopak siedział na kanapie, przeglądając swój telefon. Stanęłam przed nim siląc się na jak najgroźniejsza postawę. Uniósł wzrok znad urządzenia i podniósł pytająco brwi spoglądając na mnie. Jesteś silna Vivian, pamiętaj. Dasz radę.
- Co chcesz ze mną teraz zrobić? - zapytałam ostrym tonem. Usłyszałam śmiech wydobywający się z jego ust. - Skończ się śmiać i mi kurwa powiedz! - krzyknęłam, na co się zamknął.
- Myślisz, że ci powiem? - widać było, że hamował kolejny wybuch śmiechu. Skurwiel. 
- Tak, tak właśnie myślę. - skrzyżowałam ręce na piersi, wciąż mając zaciśnięte dłonie.
- Jesteś w błędzie skarb..
- Nie mów tak do mnie. - syknęłam. Zaskoczyła go moja obronna postawa, co było więcej niż zauważalne. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Pokaż mu. Kanapa zaskrzypiała, a on stanął na nogi, prostując się przede mną. Był wyższy o głowę. Przeklęłam w myślach swój niski wzrost.
- Będę do ciebie mówił, jak tylko chce. - zrobił krok do przodu, czym zmniejszył odległość między nami. Głośno przełknęłam ślinę. Nie możesz się teraz poddać. Otworzyłam szerzej oczy z zaskoczenia, kiedy przejechał delikatnie dłonią po moim policzku. Co to miało do cholery być? Mocniej zacisnęłam dłonie, czując jak paznokcie wbijają mi się w skórę. Dokładnie mi się przyglądał, jakby skanował każdy szczegół mojej twarzy. Próbowałam coś powiedzieć, ale swoim zachowaniem tak mnie zaskoczył, ze nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Odwróciłam głowę w bok, aby uniknąć jego przenikającego wzroku. Usłyszałam jak cicho wzdycha. Ten człowiek nie był normalny. Raz mnie mnie wrzeszczy, następny zaś raz jest dla mnie w pewnym sensie miły. Pojebane. Głośno odchrząknął, co wytrąciło mnie z moich rozmyślań.
- Zrobię śniadanie. - wymamrotał pod nosem, ruszając się z miejsca. Co? Chyba się przesłyszałam. Wariuję już w tym domu. Jest ze mną gorzej niż myślałam. Z powrotem odwróciłam głowę. Chłopak zniknął właśnie za framugą drzwi kuchennych. Zdezorientowana opuściłam ręce i westchnęłam. Nie ogarniam. Ignorując głosik w głowie, który mówił mi aby nie ruszała się z miejsca, zrobiłam kilka kroków, wchodząc do tego samego pomieszczenia co brunet. Zauważyłam, jak kreci się wokół kuchenki przyrządzając... tosty? To porywacze jedzą tosty? To też człowiek debilko. Potrząsnęłam głową, próbując oczyścić mój umysł z wszystkich idiotycznych przemyśleń. Harry nie zwrócił na mnie większej uwagi i dalej zajmował się tym co przed chwilą. Nie wiedząc co mogę zrobić, odsunęłam krzesło od wyspy kuchennej i usiadłam na nim. Położyłam dłonie na udach i spuściwszy głowę zaczęłam bawić się palcami. Czułam się w tej sytuacji dość niekomfortowo. Zresztą, kiedy ja czułam się komfortowo będą w tym domu? Podniosłam wzrok, kiedy na blacie przede mną pojawił się talerz ze śniadaniem. Spojrzałam na chłopaka, który w tym momencie zasiadł po mojej przeciwnej stronie i zaczynał jeść przygotowany przez siebie posiłek. Mój brzuch burczał z głodu ale nie wiedziałam, czy chce to jeść. Skąd mogę mieć pewność, że nie dodał tam jakiś środków odurzających czy coś? W końcu się przełamałam i chwyciłam w dłonie tost z dżemem. Ostrożnie przyłożyłam go do ust i wzięłam kęsa. Dokładnie przeżuwałam każdy kawałek. Nie smakowało jakoś dziwnie. Może się myliłam. Wzięłam kolejnego gryza, zaspokajając tym samym głód. Podniosłam głowę, spoglądając na osobę siedzącą na przeciwko. Był skupiony na jedzeniu i nie kierował swojego wzroku w moim kierunku, co mnie zaskoczyło. Po skończonym posiłku, napiłam się soku, który znajdował się obok talerza z jedzeniem. Nadal byłam ignorowana. Wkurwiało mnie to powoli. Albo skupia cała uwagę na mnie, albo traktuje mnie jak powietrze. To jest chore. Skoro tak chce pogrywać, to proszę bardzo. Wstałam z miejsca, nie sprzątając po sobie i wychodząc z pomieszczenia. Muszę znaleźć jakieś ubrania. Ruszyłam w kierunku pokoi, które były położone po prawej stronie korytarza. Otwarłam pierwsze lepsze drzwi i weszłam do środka. Może znajdę tu coś co będzie się nadawać do noszenia. Podeszłam do szuflad i zaczęłam otwierać każdą po kolei.
- Vivian, nie możesz tu wcho... - usłyszałam, gdy zaczęłam otwierać ostatnią szufladę. Zamarłam, kiedy zobaczyłam jej zawartość. Wewnątrz znajdowało się zdjęcie. Przedstawiało ono dwójkę dorosłych osób, których postacie były przekreślone czerwonym mazakiem i dziewczynkę. To była moja rodzina.




Każdy komentarz, nawet zwykła emotka, motywuje do dalszej pracy, pamiętajcie. :)




Przepraszam was skarby za zwłokę, ale teraz mam zajeb w szkole. Codziennie jakieś sprawdziany albo kartkówki, byleby tylko wyrobić się z materiałem przed testami. No ja jebie, mam dość szkoły, okk.
I dziękuje za tyle wejść oraz komentarzy.
Pytania > http://ask.fm/harrytractive :)
Love you all x

niedziela, 9 marca 2014

Rozdzial dziewiaty

CHOĆ TEN JEDEN JEDYNY RAZ, NIECH WSZYSTKIE OSOBY, KTÓRE CZYTAJĄ TO FF SKOMENTUJĄ TEN ROZDZIAŁ BO NAPRAWDĘ NIE WIEM, CZY WARTO JEST DALEJ TO PISAĆ, PONIEWAŻ ZAUWAŻYŁAM, ŻE SPADA MI LICZBA CZYTAJĄCYCH.
JEŻELI ZMIENIACIE NAZWE NA TT, BĄDŹ NIE CHCECIE BYĆ JUŻ INFORMOWANI O NOWYCH ROZDZIAŁACH, PROSZĘ POINFORMUJCIE MNIE O TYM.
I TAKA MAŁA NIESPODZIANKA - NOWY SZABLON. CO SĄDZICIE? BO JA GO UWIELBIAM DASFDSFGDSHDSJDSDK DZIĘKUJĘ PARADOKSALNEJ ZA TAK WSPANIAŁY WYGLĄD, LOVE U BABE.
I DZIĘKUJĘ ZA PONAD 6,5K ODWIEDZIN ASDSFFGHHJKL
KOOOOOOCHAM WAS SKARBY ♥



Uliczka prowadząca do wyjścia z posesji Harrego była kilka metrów ode mnie. Pokonałam tą odległość i szybko wybiegłam na chodnik, próbując zaczerpnąć powietrza do płuc. Przebiegłam przez ulicę, nie zważając na to, czy nie znajdują się na niej jakieś pojazdy. Nie obchodziło mnie teraz czy spowoduje wypadek i możliwe że zginę. Przecież jak mu nie ucieknę to pewnie czeka mnie również śmierć. Wbiegłam przez otwartą bramę na podwórko kobiety i kilkakrotnie zapukałam do drzwi. Mój oddech powoli się normował. Po paru sekundach usłyszałam dźwięk odkluczanych drzwi. Odetchnęłam z ulgą, gdy zauważyłam osobę w podeszłym wieku.
- Dz-dzień dobry. - wydukałam, przygryzając wargę. Nie przemyślałam, jak to będzie brzmiało, gdy powiem jej, że chłopak z naprzeciwka porwał mnie i prawdopodobnie chce mnie zabić.
- Dzień dobry kochanie. Co cię do mnie sprowadza? - uśmiechnęła się przyjacielsko, co dodało mi trochę otuchy.
- Ja.. um.. chciałam powiedzieć, że.. - raptownie przerwałam, gdy poczułam silną dłoń zaciskającą się na moim ramieniu. O kurwa. 
- Witam pani Hoods. - powiedział, a w jego głosie mogłam usłyszeć nutkę.. wesołości?
- O, cześć Harry. Coś się stało? - spytała go, patrząc mi ponad rękę. Czułam, jak paznokcie bruneta wbijają mi się w skórę. Teraz jestem skończona i to już jest pewne. 
- Chciałem pani przedstawić moją nową dziewczynę. - szerzej otworzyłam oczy. Czy on właśnie powiedział moją nową dziewczynę? W co ten człowiek, do jasnej cholery pogrywa?
- Oh, jestem Stella Hoods. - przedstawiła mi się, ukazując rząd idealnie białych zębów. Otworzyłam usta, aby się przedstawić, ale strach tak bardzo mnie sparaliżował, że nie potrafiłam wymówić ani jednego słowa.
- Jest strasznie nieśmiała. - zaśmiał się, przez co moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. - Nie będziemy pani przeszkadzać.
- Nic się nie stało. Wiesz, że jesteś tu zawsze mile widziany. - stałam jak wryta, przysłuchując się tej rozmowie. Jakim cudem taki potwór jak Harry miał taki dobry kontakt ze swoją sąsiadką? Nic z tego nie rozumiałam. Byłam zagubiona. Teraz już wiedziałam, że to wszystko jest zdrowo pojebane.
- Do widzenia. - powiedział, odwracając mnie w swoim kierunku. Jego twarz była wykrzywiona w uśmiechu. Co do cholery?
- Do widzenia Harry. - odparła, a po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Cicho pisnęłam, gdy chłopak mocno ścisnął mnie za dłoń i szarpnął za nią, zmuszając mnie do ruszenia się z miejsca. Nogi pognały do przodu, próbując zrównać z nim krok. Czy byłam przerażona? Nie. Przestraszona? Też nie. Bliska śmierci? Stanowczo tak. W kilka sekund dotarliśmy do drzwi frontowych od domu bruneta. Szarpnął za klamkę i pchnął mnie do środka. Przekraczając próg jego domu wiedziałam, że moja próba ucieczki nie obejdzie się bez niczego.
- Co ty sobie kurwa myślałaś? - usłyszałam donośny głos, tuż nad swoim uchem. - Że mi uciekniesz? Że jeżeli powiesz komuś co się dzieje to uda ci się wydostać? - jad w jego głosie wypalał dziurę w moich uszach. - Gdziekolwiek będziesz i tak cię znajdę. - chwycił mnie gwałtownie za ramie, odwracając w swoją stronę. Jego oczy były ciemne, wyglądały jak wielka czarna dziura. Brawo Vivian, doprowadziłaś do tego, że teraz właśnie umrzesz. Patrzyłam na niego z przerażeniem wymalowanym na twarzy. W kącikach moich oczu zbierały się łzy, ale za wszelką cenę próbowałam powstrzymać wydostanie się ich. Pchnął mnie do tyłu, przez co się zachwiałam. Pośpiesznie złapałam równowagę i cofnęłam się, napotykając na ścianę. Moja klatka piersiowa unosiła i opadała w szybkim tempie. Mocno zacisnęłam dłonie na dole koszulki, kiedy się do mnie zbliżył. Moja dolna warga niebezpiecznie drgała. Czy tak właśnie ma wyglądać moja śmierć? W wieku dziewiętnastu lat zamordowana przez jakiegoś psychopatę w jego własnym mieszkaniu? Zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na to, co zaraz może się stać.
- I na co ci była to ucieczka, huh? - odezwał się. Ręce zaczęły mi się niemiłosiernie trząść. - Nie wydostaniesz się stąd, choćby nie wiem co. - syknął mi do ucha, po czym z impetem uderzył otwartą dłonią w policzek. Załkałam, gdy poczułam ból przeszywający całą prawą stronę mojej twarzy. Łzy ciurkiem spływały po moich policzkach, w pewnym stopniu uśmierzając nieprzyjemne uczucie. Delikatnie uniosłam rękę i przejechałam palcami po zaczerwienieniu. Cicho syknęłam z bólu przez łzy. Piekło jak cholera i nie chciało przestać. Coraz więcej kropel wydobywało się z moich oczu, mocząc moją koszulkę. Nie potrafiłam myśleć w tym momencie o niczym innym, jak o rodzicach czy o Liv. Próbowałam powstrzymać się od płaczu, jednak moje myśli przyprawiły mnie o cichy szloch, który wydostał się z moich ust. Nadal stałam oparta o ścianę. Czułam chłodny oddech Harrego nad swoim ciałem. Należało mi się. Mogłam nie uciekać i po prostu podporządkowywać się mu. Może wtedy wypuściłby mnie... kiedyś. A teraz? Teraz jestem tu uwięziona. Z tym psychopatą.
- Idziemy.- warknął i chwycił mnie za ramię. Momentalnie otworzyłam oczy. Obraz był zamazany przez łzy. Otarłam wierzchem dłoni policzki, dalej czując ból po prawej stronie twarzy. Chłopak zaciągnął mnie do jakiegoś pokoju, po chwili popychając mnie do środka.
- Nie radzę ci uciekać, bo tym razem nie skończy się to tylko na tym. - wskazał palcem na mój policzek. Nie oczekując na żadną moją reakcję, po prostu wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Rozejrzałam się po pokoju, podciągając nosem. Łóżko, szafka, okno. Zwyczajny pokój. Usiadłam na materacu i schowałam twarz w dłoniach, ponownie płacząc. Co ja takiego zrobiłam? Za co jestem karana? Aż tak złym człowiekiem jestem? Do mojej głowy napływało tysiąc pytań. Nie potrafiłam pozbierać myśli. Tak panicznie się bałam. Bałam być w tym domu, z NIM. Przecież nic mu nie zrobiłam. Nawet go nie znam! Podniosłam koniec koszulki i wytarłam nią twarz mokra od łez. Weź się w garść Vivian. Nie tak cię wychowano. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na zewnątrz się ściemniało, co oznaczało, że nadchodzi noc. Widoki nie były zbytnio interesujące. Domy z gdzieniegdzie pozapalanymi światłami. Dzieci krzątające się po podwórku i bawiące się z rodzicami. Samochody przejeżdżające ulicą. Nic nadzwyczajnego. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, gdy w domu obok zauważyłam chłopaka i dziewczynę, siedzących razem przy grillu, śmiejących się. Byli szczęśliwi. A czy ja kiedyś będę szczęśliwa? Czy kiedykolwiek znajdę "tego jedynego"? Nie wiem. Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie, zwłaszcza w sytuacji w jakiej się teraz znajdowałam. Zawsze marzyłam o tym, aby założyć rodzinę. Mieć wspaniały dom, męża, dzieci. To wszystko brzmi tak cudownie, prawda? Myśl, że nigdy mogę nie zaznać tego uczucia sprawiła, że po moim policzku spłynęła łza. I to przez jedno pierdolone spotkanie. Przez jednego pierdolonego psychopatę moje życie stało się istnym piekłem, z którego nie było drogi ucieczki. Nienawidziłam go. Nie za to, że mnie uderzył. Nie za to, że mnie porwał. Tylko za to, że przez niego nie doznam uczucia jakim jest prawdziwa i odwzajemniona miłość.
Pośpiesznie wytarłam policzek, gdy usłyszałam jak drzwi od pokoju się otwierają. Odwróciłam głowę. W progu stał chłopak z skrzyżowanymi rękoma. Opierał się o framugę drzwi. Spuściłam wzrok, czując jego spojrzenie na sobie. Usłyszałam kroki, a po chwili poczułam zimną dłoń dotykającą mojego policzka. Wzdrygnęłam się, gdy nieprzyjemne uczucie przeszyło całe moje ciało. Odsunęłam twarz od jego ręki, nie chcąc mieć z nim kontaktu fizycznego.
- Spójrz na mnie. - powiedział stanowczym tonem, jednak w jego głosie nie było jadu z przed kilku minut. Niepewnie podniosłam wzrok i lustrowałam jego twarz. Oczy przybrały naturalną, zieloną barwę. Włosy miał potargane. Jego ubiór nie zmienił się. Nie potrafiłam wypowiedzieć ani jednego słowa. Nawet nie wiedziałam, co bym miała teraz powiedzieć. Puść mnie? Zostaw? Nie. Podejrzewam, że to pogorszyło by tylko sytuację. Poczułam delikatny dotyk jego dłoni na swojej.
- Idź spać. - mruknął, ciągnąc mnie w stronę łóżka. Nie miałam siły się z nim kłócić. Nie zwracając uwagi na to, ze mam na sobie ubrania, wskoczyłam do łóżka, szczelnie otulając się kołdrą. Chciałam, aby ten okropny dzień się skończył. Usłyszałam dźwięk upadających ubrań na ziemie, a po chwili uginanie się materaca po drugiej stronie łóżka. Chwileczkę, czy on miał zamiar spać ze mną w jednym łóżku? Mój oddech gwałtownie przyspieszył. Wiem, że chciał mieć pewność, ze nie ucieknę, choć nie miałam takiego zamiaru po tym wszystkim co się dziś wydarzyło, ale mógł dopilnować tego w inny sposób. Poczułam jego chłodny oddech na moim karku, co wywołało ciarki na moim ciele. Głośno wypuściłam powietrze z ust, kiedy poczułam jego dłoń zacieśniająca się na moim biodrze. Spokojnie Vivian, wyobraź sobie, że go tu nie ma. Jesteś sama w łóżku, przestań myśleć powtarzałam sobie w myślach, jednak nie dawało to żadnego efektu.
- Dobranoc. - mruknął mi do ucha. Byłam pewna, że na jego twarzy maluję się teraz cwaniaki uśmieszek. Lekko drgnęłam, gdy bardziej przysunął się do mojego ciała. Mocno zacisnęłam powieki, chcąc jak najszybciej zasnąć. Po chwili usłyszałam ciche chrapanie, wydobywające się z ust chłopaka. Głośno przełknęłam ślinę. Nie było mowy, abym wymknęła się z jego objęć. Poczułby by to i byłoby już po mnie. Postanowiłam zignorować jego chłodne ciało, które przylgnęło do moich pleców. Zaczęłam myśleć o tym, jak moje życie wyglądałoby, gdyby nie ostatni tydzień. Gdyby nie to pierdolone spotkanie i ten pierdolony koleś. Pewnie siedziałabym teraz w pokoju razem z Liv i żartowała sobie, albo oglądała jakieś filmy. Byłoby po prostu cudownie. A tak, leże w łóżku z jakimś psychopatą. Po kilku minutach rozmyślań moje powieki stały się ciężkie, a upragniony sen nareszcie nadszedł.